30 grudnia 2016

Rozdział IV część 2



Przywitała ją służąca, chyba nowa bo wcześniej jej nie widziała albo po prostu pogubiła się już w całej służbie pracującej w zamku. Przeszła przez spiralne schody i znalazła się w milutkim i przytulnym pokoiku. Po głowie wciąż chodziły jej myśli co mogło dziać się w Cimero i czy księżniczka a właściwie królowa jakoś tam sobie poradziła ale myśl była bardziej na "tak, udało jej się", miała kilka swoich argumentów przede wszystkim to, że był to jeden z tych lekko nieogarniętych i niestabilnych wymiarów, wszystko się tam mogło zdarzyć a demony z którymi walczyła nie stanowiły właściwie bardzo dużego problemu. Właściwie gdy o tym myślała to pobyt na tej planecie wydał jej się jak sen i nie chodziło jej o to, że się z niego obudziła, po prostu było tam tak dziwnie wręcz nielogicznie, strasznie ale też wesoło. Właściwie to fajnie byłoby tam wrócić…
Skończyła swoje myśli, otworzyła książkę szukając odpowiedzi na to jak przeniosła się na Cimero i wróciła stamtąd tak szybko.
 Słońce opadło a niebo zmieniło barwę na prawie krwistą, niedługo miała nadejść noc, niestety ciemna i straszna bo do pełni albo kwarty było jeszcze daleko. Przeglądając kolejne strony książki białowłosa zadręczała swoją głowę w poszukiwaniu odpowiedzi na wcześniej zadane sobie pytanie, niestety nie mogła jej znaleźć  a jedynym co zajęło jej uwagę  był rozdział o krótkim wymiarze. Poddała się, nie chcąc odczuwać więcej niemiłego uczucia bycia głupią i uniknąć zbytniego wytężania mózgu poszła spać.
 Obudziła się cała zadyszana, miała koszmar, i dobrze wiedziała co było jego powodem.

22 grudnia 2016

Rozdział IV

Dawno nie było rozdziału ale uważam, że najwyższy czas to zmienić, ostatnio troszkę się zniechęciłam do pisania bo mam wrażenie, że każdy poprzedni rozdział powinnam napisać jeszcze raz ale lepiej no i moje lenistwo też się do tego przyłożyło. Ale od teraz postanawiam wstawiać posty krótsze ale za to bardziej regularnie, raz na tydzień czy na dwa tygodnie, postanawiam zrobić sobie wyzwanie ile dam radę. A więc od teraz! Deklaruję, że jeżeli nowy rozdział ani nic innego nie pojawi się na moim blogu przez miesiąc stawiam żelki wszystkim moim znajomym.
***
- Khe… khe.. – Kaszlnęła Szarona oszołomiona nagle sytuacją w której się znalazła. Zniknęło wszystko co zapamiętała a szare otoczenie pola bitwy w jakim, o ile dobrze pamiętała, znajdowała się przed utratą świadomości zamieniło się nagle na biały, jasny pokój. Rozejrzała się, pierwszą rzeczą jaką poczuła i zauważyła było to, że leży na polowym łóżku o ciemno szarym kolorze. Dostrzegła niedaleko mężczyznę, średniej budowy. Był ubrany w biały kitel na który narzucono dosyć schludną szatę o budowie ponczo, też białą ale z niebieskimi wzorami. Po krótkiej chwili zauważyła, że  w Sali, w której leżała było ustawione jeszcze kilka polowych łóżek  a wokoło chodziło jeszcze kilku ludzi ubranych podobnie do mężczyzny.
 A więc szpital? – pomyślała i była to jedna z tych myśli, które uznała za oczywiste ale jakoś zdziwiła się gdy je do siebie przyjmowała. Być może było to też związane z tym, że w otaczającej ją przestrzeni czuła większą ilość magii niż przedtem.
 Po chwili do pomieszczenia wkroczył sam Agato. Przybliżył się do anielicy.
- Rozumiem, że już cię wybudziłaś. – Powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Yhm. – Przytaknęła głową twierdząco. – Swoją drogą gdzie jesteśmy, na Cimero wszystko dobrze? Co się stało z księżniczką?- wyskoczyła z pytaniami ciekawska Szarona.
- Nie jesteśmy na Cimero idiotko. – Odparł bezczelnie. – Tak trudno wyczuć to w powietrzu? Przecież to oczywiste , że jesteśmy w Arkadii. – Szarona zdziwiła się treścią przekazaną przez Agato choć wyjaśniało to kilka spraw, trzeba  jednak dodać, że anielica zirytowała i zdenerwowała się również sposobem w jaki to przekazał nienawidziła bowiem, gdy ktoś na nią krzyczał. Po chwili dotarło do niej jednak zastanowienie dlaczego właściwie są w Arkadii i jak znaleźli się w niej tak szybko.
- Czekaj ale co my robimy w Arkadii? – spytała się pośpiesznie.
- Jesteśmy. – Odparł w ironiczny sposób próbując być śmiesznym.
- Ha ha..- odpowiedziała. – Ale jak się tu dostaliśmy?... Tak szybko – dodała.
- Ale z ciebie idiotka, tylko baran by tego nie zrozumiał – Zrobił przerwę jakby chciał pozbierać myśli. – Nigdy nie byliśmy na Cimero, cały czas byliśmy w Arkadii. – krótka przerwa, patrzył się w zdziwione oczy Szarony złośliwie się uśmiechając – Gdybyś myślała wiedziałabyś, że dotarcie do odległego wymiaru w tak krótkim czasie jest niemożliwe. – Skończył na tym  swój wywód i odszedł od jej łóżka, oddalił się w stronę wyjścia na pożegnanie machając do niej ręką. - Skoro się już wybudziłaś to ja już idę, Radź sobie sama! – Krzyknął na pożegnanie.
Oczywiście Szarona nadal nie zdawała sobie sprawy co to za nowa technika i jak to zrobili ale wiedziała, że skoro on jej tego nie wyjaśnił to też tego nie wiedział a tylko próbował zgrywać mądrego, zgadywała, że poszedł teraz pić Eol ze swoimi koleżkami. W każdym razie pozbierała się i wstała z łóżka, żaden z lekarzy nie miał przeciwwskazań.
 Wyszła ze szpitala, szła prosto wąską uliczką aż trafiła na główny plac, płytki była na nim wyłożone koliście wokół marmurowej fontanny. Pięknie rozlewająca się woda bo nieco abstrakcyjnych ale harmonicznych i ładnych kształtach wydobywała z siebie miły szum, wokoło nie było wielu ludzi, nie były to godziny szczytu a ci którzy się przechadzali osiągali to po co przyszli zazwyczaj po wejściu do jednego z stojących na obrzeżach sklepów. Było bardzo ładnie, świeciło słońce dając niebu błękitny odcień, światło padało na wywyższone marmurowymi szpicami budynki. Szarona stanęła przy fontannie, przez chwilę zastanowiła się jeszcze nad tym co się działo wcześniej, na Cimero. Interesowała ją ta „nowa technika”, o której Agato mówił. Postanowiła zrobić coś co robiła rzadko, skręciła w niedaleką uliczkę i udała się do biblioteki, otworzyła małe drzwi i weszła do środka. Przywitała się z recepcjonistką.
 Kamienna biblioteka była w środku drewniana, nie było to duże pomieszczenie ale miało bardzo przyjemny klimat, książki ciasno ułożone na drewnianych półeczkach wyglądały jak to lubiła określać Anielica dumnie i majestatycznie, Szarona wzięła książkę, najnowszą o magii. Pośpiesznie ją wypożyczyła i wyszła.
 Dalej szła prosto do swojego domu, zamku na obrzeżach stolicy. Zatrzymało ją niestety nieogarnianie przestrzeni wokół i rzadkie wychodzenie z domu, zgubiła się parę razy ale wyszła na prosto, przy okazji mogła popodziwiać piękne strzeliste budynki.
  Wróciła do zamku.

18 lipca 2016

Rozdział III



 Przepraszam, że dawno nie było rozdziału, wątpię, że ktoś w ogóle czyta tego bloga ale jednak jeśli ktoś jest to bardzo go przepraszam, miałam popracować nad nim już dawno ale nie miałam zbytniej weny.
Przechodząc dalej chciałabym wspomnieć, że ten rozdział pisałam "razem" z moją przyjaciółką tzn. chciałyśmy doprowadzić do spotkania postaci z jej bloga i mojego. Cóż nie wyszło zbyt superowo ale w końcu gdzieś tam skrycie myślałyśmy o takim czymś już od początku więc postanowiłyśmy wreszcie to zrealizować. nie przedłużając dłużej zapraszam do czytania
 ***

Wejście do „statku”, odizolowanie się od innych, poćwiczenie przywoływania, kłótnia z Agato i mała drzemka, prosty plan, który wypełniła anielica zaraz po wejściu do dziwnej, latającej maszyny, której lot przemieszczanie się, pseudo teleportacja czy też po prostu ruch powodował miłe kołysanie działające korzystnie na drzemkę jaką ucięła sobie białowłosa.

Poczuła lekki ucisk pozbawiający ją snu, oczywiście nie mogłoby to być co innego niż zwykła niewidzialna zbroja zaciskana magicznymi siłami przez wpatrzonego w nią głupim spojrzeniem anioła z czarnymi skrzydłami zwanego Agato, który obudził ją aby oznajmić jej o dotarciu na miejsce.

Klapa pokładu rozwarła się. Zobaczyła powierzchnię planety, właściwie była podobna do jej rodzimej Arkadii ale czegoś w niej brakowało, było na niej „zwyczajnie” a w powietrzu nie wyczuwała zbyt dużego stężenia magii. Przed nimi znajdowało się wiele wojowników, rozpoznawała rasy: elfów, smoków, było jeszcze kilku krasnoludów oraz sporo innych, które znała, ale gdyby je wymieniać każdy zanudziłby się na śmierć. Wszyscy stanęli w dwuszeregu w „równych” rzędach, ona stała za Agato, jego czarne skrzydła skutecznie zasłaniały jej widok, Szarona czasami zastanawiała co takiego mu zrobiła i co jest powodem jego wiecznych boleści do niej ale jej filozoficzne rozmyślania przerwał dźwięczny głos najprawdopodobniej królowej planety.

- Witam wszystkich przybyłych jestem królową Cimero, mam na imię Kiamenita, dziękuję, że przybyliście teraz możecie iść za moim posłańcem, zaprowadzi was on do hali, możecie tam zjeść i odpocząć dopóki nikt nas nie atakuje. – a potem dodała z uśmiechem na ustach. – musicie być bardzo wykończeni po podróży.
 Anielica miała wrażenie, że królowa jest bardzo nie rozgarnięta ale cóż, zdarza się. Poszła za posłańcem razem z resztą oddziału z Arkadii. Kroczyła za Agato, który rozwinął swoje specyficzne czarne skrzydła. Były ogromne więc nie mogła wyprzedzić go i pójść dalej, musiała przepychać się za nim w tłoku. Za nią szła kobieta, najprawdopodobniej pół smok, miała bladą zabarwioną na szaro cerę czarne oczy i tego samego koloru włosy, ta sama barwa była w jej pojawiających się gdzieniegdzie na ciele łuskach i nietoperzowych skrzydłach, które aktualnie miała zwinięte. Z jej ciemnoszarych wyglądających na pomalowane szminką ust wystawały kły co prawda niezbyt długie ale nadążające jej wrażenie drapieżności co kontrastowało z jej delikatnymi rysami twarzy. Pół smoczyca co chwilę nadeptywała na piętę Szarony i czasami syczała po smoczemu wystawiając jednocześnie na pokaz swoje kły. W tłumie wojowników nie było jednak wcale tak tłoczno jak mogłoby być, cała kompania poruszała się dosyć raźnie z tym, że Agato czasami nie dotrzymywał kroku i zwalniał przez co anielica musiała zacząć troszczyć się o swoje pięty. Niewątpliwie czarnoskrzydły anioł robił to specjalnie co można było wywnioskować po jego szyderczym uśmiechu, który jej zsyłał. 

Gdy dotarli do hali zajęła miejsce gdzieś w kącie, zjadła jakiś owoc, nie wiedziała co to ale był smaczny. Chwilę potem usłyszała dziwny odgłos i krzyki jakiejś kobiety. Wszyscy wstali z swych miejsc.

Wybiegła na dwór razem z resztą. Zobaczyła coś wielkiego, miało nietoperze skrzydła ale bardziej  zmutowane, cały zresztą był zmutowany, miał krótką szyję, w niektórych miejscach miał czarną sierść a w niektórych połyskujące łuski, pysk miał długi ale szeroki i spłaszczony na końcu jak u buldoga. Jego ciało było tak wielkie, że Szarona dziwiła się, że mimo iż również bardzo wielkie skrzydła były w stanie o unieść. Miał też długi ogon a z jego łap wychodziły długie szpony w których trzymał…

Szarona prawie zwymiotowała, potwór trzymał w szponach roztargane na strzępy ciało kobiety, trzymał je za ramiona a z roztarganego brzucha wylatywały różnej długości i koloru sznurki połączone z nogami. Twarz była zbyt zmasakrowana, by dało się rozpoznać kim była kobieta ale na jej ustach pozostało przerażenie.

 Nagle Szarona zauważyła więcej potworów, więcej ciał i nagle wszystko zwolniło a ona na chwilę zamarła w miejscu obserwując jak wygląda sytuacja. Wszyscy wybiegli i zaczęli walczyć z potworami tak jak mogli, jedni  miotali w nie płomieniami, lodem i różnorodnymi zaklęciami, drudzy bili je łukami a inni próbowali ich dosięgać ogromnymi mieczami.
 Nagle krzyk wyrwał ją z oszołomienia. Przeraziła się, spojrzała się w stronę skąd dochodził a jej magia wyrwała się w postaci tarczy. Na szczęście była to tylko dziewczyna, ciemnowłosa dziewczyna, królowa Cimero. Uspokoiła się ale nagle za plecami ciemnowłosej zobaczyła demona, mniejszego i innego niż ten pierwszy ale równie niebezpieczny. Użyła tarczy  na siebie i na dziewczynie po czym posłała w jego stronę  bardzo silny pocisk. Jego ciało rozleciało się na wiele małych fragmentów a krew i wnętrzności rozlały się na okrągłej tarczy otaczającej dwie nastolatki.

-Dziękuję za pomoc – powiedziała ciemnowłosa biorąc głęboki wdech.
- nie ma za co – Odpowiedziała Szarona również z ulgą. Tarcza utrzymywała się nad nimi i leciały z niej stróżki krwii. Anielica zbierała w sobie magię  na kolejny atak.
- OSŁANIAJ MNIE!! – Usłyszała po czym zobaczyła, że królowa wyrwała się z pod tarczy i biegnie w stronę zamku
„Co jej odwala?” – pomyślała ale od razu ruszyła za ciemnowłosą. Drogę zastąpiło jej kilka karłowatych demonów ale zmiotła je silnym atakiem. Dalszy bieg przeszedł bez zbytnich przeszkód, ale mimo wszystko utrzymywała silną tarczę wokoło siebie i dziewczyny. Dobiegły do kamiennego zamku a za nimi zatrzasnęły się ogromne wrota. Znajdowały się w pomieszczeniu a raczej dużym korytarzu, ściany były zrobione z cegły zdobione wieloma obrazami. Pod nimi rozpościerał się czerwony dywan, na końcu znajdowały się wysokie schody z kamienia.
- Stój co chcesz zrobić? W zamku nie jest już bezpiecznie. –powiedziała do królowej.
- Kryształ!! On tu jest, muszę go schować. – Wykrzyczała ciemnowłosa rzucając się w stronę schodów na końcu korytarza. Białowłosa pobiegła za nią, zatrzymała się przed wielką szafą na bodajże trzecim piętrze. Królowa otworzyła drzwi tejże szafy a ich oczom ukazał się wielki kryształ połyskujący białym jasnym światłem. Przez jedno z okien wparował nagle wielki demon, o wiele większy niż te karłowate knypki, które Szarona strząsnęła niedawno z powierzchni ziemi swoją magią i o wiele większy niż ten, którego anielica pokonała pociskiem, był o wiele większy niż pierwszy demon, którego zauważyła, tek który w swych szponach trzymał roztarganą kobietę. 

-Ma może z siedem metrów – wykalkulowała anielica. Szybko wzięła królową  za wolną rękę i pobiegła w stronę okna. Rozłożyła swoje wielkie skrzydła i poszybowała próbując wzbić się tak wysoko jak tylko mogła. Królowa również próbowała wspomóc ten lot mocą wiatru ale demon i tak je doganiał. Wtedy jakiś przypadkowy wojownik zasłonił mu drogę swoim ciałem, walczył z nim podczas gdy dziewczyny uciekały. Po chwili anielica i dziewczyna upadły boleśnie na ziemię. Czarnowłosa pobiegła w stronę nie wiadomo czego biorąc ze sobą klejnot, Szarona pobiegła za nią. Znalazły się nagle w dziwnym miejscu pełnym dziwnych stworzeń. Królowa wyprzedziła anielicę ale po chwili jej samej zastąpiły drogę  dwie postacie, ukłoniły się przed nią lub też przed kryształem, który trzymała w dłoni.
- Chodź! - Czarnowłosa machnęła do niej ręką. anielica spełniła polecenie. Znalazła się przed zamkiem, zamkiem, który cały okryty był porastającym go bluszczem i roślinami, które rodziły piękne kwiaty i owoce o różnych kształtach i kolorach ale większość miała czerwonawe odcienie i różnorodne koliste kształty. Zamek był tymi roślinami pokryty a liście i łodygi nadawały mu pewnego rodzaju elegancje i ostrość. Prawdopodobnie gdyby nie rośliny zamek byłby zwykłym romańskim spłaszczonym budynkiem ale nim nie był, rośliny pięły go ku górze i wyostrzały jego kształt. W miejscach gdzie murów zamku nie zasłaniały kwitnące kwiaty, łodygi ani liście pojawiały się na nim piękne szafirowe porosty. Jedynymi odstępstwami od kolorów odcienia zielonego były małe okrągłe okienka oraz oczywiście kwiaty i owoce.
  Podeszła do nich elegancko wyglądająca, wysoka szczupła kobieta zdecydowanie wyróżniająca się od reszty dziewcząt.
- Czy to kryształ światła? On nie zaginął? Po co go tutaj przyniosłyście? – Spytała się dosyć mocno poddenerwowanym głosem. Szarona niezauważalnie formowała magię łącząc kolejne cząsteczki próbując utworzyć magicznego chowańca. Wyglądał jak połączenie pandy małej z lisem a jego futro miało być czerwonawe, ale na razie był przeźroczysty i prawie całkowicie niewidoczny, tylko Szarona wiedziała o tym, że się tam znajduje.
- Jakieś wiedźmy napadły na Cimero, szukają kamienia, myślałam, że tutaj będzie dobre miejsce aby go schować.– Powiedziała królowa. Szarona zaczęła formować kolejnego chowańca takiego samego jak poprzedni.
- Chyba wiem, gdzie można go schować. Chodźcie za mną – powiedziała kobieta. Ciemnowłosa królowa, Szarona i jej grupka chowańców, które zdążyła wytworzyć udały się za kobietą przywódczynią. Przywódczyni namacała kamienną ścianę, coś pociągnęła a w podłodze odsłoniły się ukryte wcześniej poskręcane schody do podziemi zamku. Wszystkie trzy oraz armia chowańców anielicy zeszły po schodach. W podziemiach ukazał im się długi korytarz oraz pokryte porostami, grzybami i pleśnią ceglane ściany nie pasujące do reszty zamku. Podłogą była czysta ubita ziemia gdzieniegdzie wyłożona kamieniami. Na końcu korytarza znajdowały się wielkie drewniane pokryte porostem drzwi. Za nimi znajdowała się mała komnatka w niej dość spora skrzynia, w której znajdowała się druga skrzynka a w niej kolejna i kolejna. Do ostatniej skrzyni  czarnowłosa włożyła kryształ po czym druga wysoka kobieta zamknęła je wszystkie
- Kurozu – Krzyknęła kobieta po czym wokoło roztoczyła się fala energii. – Zaklnęłam skrzynie zaklęciem, każdy kto będzie próbował otworzyć ją zostanie porażony energią należącą do mnie oraz wszystkich innych dziewcząt w zakonie. – wzięła oddech – Możecie już odejść wezwę moje wojowniczki aby pilnowały kryształu wy obserwujcie czy te wiedźmy nie nadlatują. – dodała.
 Królowa Cimero wyszła najpierw z pomieszczenia a potem z całego zamku, anielica poszła za nią. Ciemnowłosa przysiadła na jednym z stopni schodków prowadzących do wejścia roślinnego pałacu. Szarona usiadła razem z nią. Obie były zdyszane i zmęczone, obie nieprzyzwyczajone do walki i jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.
- W ogóle to jak się nazywasz? – dźwięczny głos królowej przerwał anielicy rozmyślania
- Szarona- odbąknęła anielica – A ty? powtórzysz mi jak miałaś na imię?
- Ja jestem Kiamenita. – Zapadła chwilowa cisza. Szarona popatrzyła na trawę, była bujna lekko bardziej zielona niż na pozostałych częściach planety. – Chodźmy, trzeba pomóc w walce. – dodała królowa, Szarona nie odpowiedziała, po prostu poszła za nią na pole bitwy. Nie minęło długo, aby zauważyły pierwsze ślady krwii i rozdartych ciał na szczęście większość stanowiły ciała potworów, Szaronie wydawało się, że jeszcze tylko chwila do zwycięstwa. Stworzyła tarczę magiczną i osłonęła nią siebie i jej nową znajomą, rozdzieliły się, anielica sama pobiegła w głąb bitwy a Kiamenita bardziej na prawo, w stronę kamiennego zamku, z którego odzyskały wielki klejnot. Gdy Szarona zobaczyła porozsiewane flakami skałami i krwią pole bitwy jej marzenia o prostej zwycięskiej bitwie rozwiały się. Wiedziała, że krew płynąca rzeczkami i różnorodne odnóża nią płynące w większości nie należały do „czarnych smoków”. Zobaczyła kilka postaci, ubranych w czarne zbroje wyglądające na jeśli to możliwe na polu bitwy bardziej eleganckie. Białowłosa postanowiła uklęknąć, schować się wśród skał i przyjrzeć się im bliżej. Postacie nie były z pewnością oddziałem z arkadii ani z innej z planet, przyzywały do siebie co chwilę coraz to nowe demoniczne istoty jakby znikąd.
-przyzywają je czy tworzą? - pomyślała Szarona – Nie to nie możliwe, nie tkają wici więc nie tworzą może przyzywają albo teleportują? – Rozmyślania przerwał błysk wielkich kłów, które pojawiły się za jej plecami.   Na szczęście instynkt jej organizmu zadziałał, ruchy anielicy przyśpieszyły się, natychmiast odskoczyła od ogromnych zębów potwora, który okazał się zdeformowany czarny tygrys, który w niektórych miejscach zamiast skóry coś co wyglądało na nieudolnie zespawaną czarną blachę. Zakończyła wtedy wiązanie swoich małych chowańców, które natychmiast zaskoczyły czarnego kotka raniąc go w stadzie swoimi kłami i pazurami. Po małej chwili z wielkiego potwora zostały źle zespawane kawałki blachy polane czerwonym sosem. „Moje zwierzątka działają lepiej niż myślałam” – pomyślała patrząc na uciesznie bawiące się w karmazynowej polewie lisie hybrydy.
 Miała zamiar wrócić do obserwacji „przyzywaczek” bo tak je nazwała ale one gdzieś zniknęły, w takim razie zaczekała i oddała się pracy.
  W kawałkach blachy pozostałych po tygrysie były drobinki jego istoty, które anielica wzięła do siebie i zaczęła wiązać, nie było to proste, zauważyła, że na Cimero jest inaczej, cząsteczki z jakimi musiała teraz pracować były „brudne i klejące się”, gdy tworzyła coś w Arkadii wszystko było czyste i bardziej magiczne, tutaj było to jak po prostu sztuczne nieudolnie podrobiona magia. Mimo wszystko sklejała dzielnie jedną cząsteczkę po drugiej aż w końcu udało jej się, przed sobą miała tygrysa, wielkiego, niebieskiego, muskularnego, charyzmatycznego tygrysa.
- Idź pomóc, zjedz je wszystkie - powiedziała klęcząc przed nim, wstała otrząsnęła się po czym w jej głowie coś zaszumiało, widziała biel potem czerń. Poczuła, że mdleje.

18 marca 2016

drobna mała informacja

Serdecznie witam czytelników mojego bloga (o ile istnieją). Tak jakby ktoś się zastanawiał blog funkcjonuje, nowy rozdział w drodze. Z tym też że nie zawsze jest ochota na pisanie.

 Postanowiłam z okazji sporej przerwy na blogu rozpocząć "nową serię" tzn. "Historia legendy i mity Arkadii" Będzie to trochę luźniejsze a myślę , że kogoś może zaciekawić, w rozdziałach wszystko musi się mniej więcej zgadzać i być logiczne a ja niekiedy mam z tym problemy a w mitach  legendach w sumie wszystko może się zdarzyć więc zawsze jest trochę łatwiej.

Mity Arkadii - Legenda o bogu, demonach i aniołach



Legenda głosi, że na początku nie było demonów, były tylko anioły i bóg oraz ci których on stworzył, bóg troszczył się o wszystkie rasy ale jedną postawił niżej od innych, były nią anioły, miały być sługami świata na zawsze uniżeni w świetle innych ras, bóg nie dbał o nie i karcił srogo za wszystko. Kiedyś podobno jednak był jeden, bardzo poważany wśród swoich towarzyszy anioł, który ośmielił się sprzeciwić bogu, poszedł on do niego i jako pierwszy z pierwszych ujrzał jego postać, zobaczył jego „twarz” a raczej maskę wykonaną z platyny zasłaniającą pół jego twarzy. Zbliżył się do niego i rzekł
- Nie będę ci więcej uniżony albowiem jesteśmy równi wszyscy więc zwolnij anielski lud aby ci już więcej nie poddawał ale, żeby był na równi z wszystkimi. – bóg tylko go wyśmiał po czym wyjął swój bicz i zaczął go chłostać, bił go i bił dopóty skóra jego nie stała się na zamiennie sina, przekrwiona i zwęglona a potem pokazał go reszcie aniołów aby również oni mieli nauczkę. Wygnał on wtedy jego na wieki z swojego królestwa ażeby zgnił samotnie ale tak się nie stało. Historia o anielskim śmiałku szybko obwiodła bożą krainę a w sługach wielebnego zaczął rodzić się bunt. Buntownicy jednak skończyli marnie jak ich protoplasta.
 Hronos bo tak miał na imię pierwszy buntownik znalazł jednak coś lepszego. Gdy był sam gdy wylizywał swe rany, których uleczyć się nie dało dostrzegł w sobie garstkę magii, garstkę której on nie mógł mu wydrzeć a Hronos tą garstkę podwoił i potroił aż w końcu stał się silny.
Wziął on swoją energię i pokazał innym których odnalazł w piekielnej pustce  a oni pokazali to tym, których bóg stworzył i postawił w kolejce przed nimi a oni ten dar przyjęli. Opowiedzieli im też buntownicy o tym co stwórca zrobił z nimi i jak nimi pomiatał a w sercach ras innych wielkich zrodził się wtedy żal smutek i wzruszenie. Wstawili się oni za Hronosem i jego ludem ale bóg nie wypuścił ich ale zagroził rasom że i ich ześle w otchłań.
 Rozgoryczony lud wtem zaczął podwajać i potrajać garstki swoich mocy a wtedy skierowali wszystko co mieli przeciw niemu a on choć walczył to ich  było zbyt dużo.
 I tak o to bóg został wygnany z krainy, którą ów wtedy nazwano Arkadią. Ale stwórca nie zniknął, choć przepędzony to jego pycha i duma zechciały odkupić i odzyskać świat i tak oto wziął on część siebie i stworzył jeszcze jeden lud, który nazwał ludźmi ale on nie dał mu garstki mocy którą obdarzył inne rasy, te które mu się przeciwstawiły. On swojemu ludowi dał cząstkę siebie, swoje ambicję, nienawiść do innych a i nieobliczalność w drodze do celu.


Legenda o bogu, demonach i aniołach. – autor nieznany.