10 marca 2019

Rozdział 10 część 1

- Chodź Pipo. - Powiedziała żartobliwie i wskazała wzrokiem na las.
- Tak, już idę - Ruszyła za nią.
- Znajdziemy jakieś ubrania i jedzenie... - zamyśliła się na chwilę wyraźnie wymieniając w pamięci potrzebne im dobra.
- Zdecydowanie  przydałoby się nam  coś do picia.- Odrzekła czarnowłosa przewidując tok myślenia Szarony i dodała pouczająco. - Bliższa nam śmierć z pragnienia niż głodu.
- Yhym. -przytaknęła. - ale w tym lesie chyba nie aż tak trudno będzie z wodą - Zaciągnęła się haustem wilgotnego powietrza, znajdowały się na obrzeżach lasu, gdzie to czym oddychały było już zdecydowanie bardziej wodniste a wchodziły coraz dalej, w czarną czeluść drzewnego sacrum, gdzie prawie jedyne światło pochodziło z ciekawych, niebieskich porostów otaczających drzewa, paproci  i bulw na ziemi o dziwnej zdolności luminescencji. Przystanęły na chwilę.
- To co, szukamy źródła wody? - zwróciła się Kiamenita, rozglądająca się wokół podobnie jak jej towarzyszka.
- Yhym - Odchrząknęła Szarona - Całkiem tu ładnie nie sądzisz - Wodziła wzrokiem rozkojarzona lekko przez otoczenie
- Taaak - zgodziła się cicho - ale choć już, nie traćmy czasu, niewiadomo, czy znajdziemy jakieś źródło wody, a im szybciej tym lepiej. - Białowłosa nie odpowiedziała, tylko przyspieszyła kroku na potwierdzenie. Sama nie uważała, że znalezienie czegoś do picia będzie problemem ale sama idea nie tracenia czasu wystarczająco ją ujęła, szczególnie w nieznanym miejscu. Trochę wstyd jej było przyznać ale nie miała zielonego pojęcia o tym gdzie się teraz znajdują, wiedziała tylko jedno, jakoś sobie poradzą.
w miarę ich marszu krajobraz coraz bardziej się zmieniał, naturalne światło właściwie zniknęło, pozostało te wyprodukowane magicznie przez rośliny. Drzewa rosły jakby gęściej, można było dostrzec większe zróżnicowanie ich gatunków, chociażby po korze i kształcie korzeni. Właściwie było ich tak wiele, że przestrzeń zdawała się ograniczać przez nie zarówno na boki jak i z góry,  niewysoko wyrastające konary tworzyły wraz z mniejszymi gałęziami niemalże sufit z zaledwie kilkoma otworami, przez które dało się dostrzec jaśniejsze plamy, które tak czy siak w żaden sposób nie mogły zwalczyć mroku lasu.
Nagle jakby milion małych okruchów światła pojawiło się przed nimi oślepiając je swym blaskiem. po chwili, gdy przejrzały na oczy zobaczyły oddalającą się grupę szybkich, latających błękitnych stworzeń.
- Co to było?! - Niejako wykrzyknęła szeptem Kiamenita.
- Kiaskusy, świetliste motyle. Do teraz widziałam je tylko w księgach. - odpowiedziała cicho, przyglądając się im tak długo jak tylko mogła je widzieć oczarowana ich gracją.
 W jednej chwili stworzenie wielkości ludzkiej ręki wyskoczyło z drzewa i pochwyciło kilka jaskrawych stworzeń, stado motyli rozpierzchło się by po chwili znów móc wrócić do zwartego szyku. Białowłosa nie była w stanie określić czym to zwierze było, natychmiast po tym jak go dostrzegła ukryło się one w ciemności. właściwie wcale by go nie zauważyła gdyby nie fakt, że stworzenia, na które zapolował na chwilę oświetliły jego zarys.
- Widziałaś to? - Wzdrygnęła się Kiamenita
- Cóż - westchnęła białowłosa - Wygląda na to, ze nie jesteśmy tu same. - Ale nie bój się, jakoś sobie poradzimy, nie zapominaj, że jestem magiem.
- Dobra , też przeważnie jestem magiem, jeśli mogę używać swoich mocy - Przez ciemność nie dało się zobaczyć wyrazu twarzy Kiamenity ale ton głosu brzmiał jakby miała do niej pretensje
- Będziesz mogła używać swoich mocy, niedługo pokażę ci o co biega, po prostu może to zająć trochę czasu więc proponuję najpierw zająć się znalezieniem schronienia. - wytłumaczyła się trochę zakłopotana, nie znosiła gdy ktoś miał do niej jakąś ansę.
- Dobrze, po prostu - zmieniła ton na łagodny. - nie jestem przyzwyczajona do ta... - Zdanie przerwał jej dziwny odgłos, obie zamarły na chwilę, złapały się za ręce. Coś co wydało z siebie przed chwilą przenikliwy ryk sądząc po odgłosach kroków zmierzało właśnie w ich stronę.