Dawien dawna przybył człowiek co siły miał dwóch
Łeb miał wielki i przechwałki sobie prawić mógł
Krzyknął do znajomków swych "zbudujmy ludzie mur
Coby intruz tu nie dotarł ani żaden zbój"
Zadanie było,a więc szybko ruszył w pracę tłum
Jak nakazał tak robili, bez przerwy pracy szum
Zabrał każdy kamień i położył w miejsce doń
Pokrył wodą i popiołem aby stworzyć gładką toń
Kiedy schludny był już głaz
Odpoczynku nadszedł czas
Tedy spojrzał człek na dzieło wspólne, rzekł
Bracia moi oto stoi wybawienie naszych łez
Ciężką pracą nastawialim co ochroni nas przed złem
Wtem nastała przerwa i w biesiadę poszedł lud
Uradowan z tego, że utworzył z cegieł cud
Gdy więc wszyscy poszli spać odurzeni trunkami
Zapomniał cały kraj że jest otoczon złodziejami
W trakcie drzemki zbóje wzięli wspięli się na mur
Nieporządny się okazał i miał wiele dziur
Niczym architekta plan który nie zna rur
Tak więc z biesiady zrobił się krwawy żur
Posądzony o to ten był co plan cały knuł
Człowiek mężny i potężny ten co wołał
"Zbudujcie ludzie mur"
A więc jako winą jego
Posądzono go winnego
I wygnano wnet HURDUR
Z wioski wyszedł to był szum
Przezywano tak jak złego
Wrzeszczeli na całego
"Wynoś się nieszczęśniku miernoto
Miałeś być naszym zbawieniem
Jesteś zwykłą niecnotą"
27 lipca 2019
06 lipca 2019
Rozdział 10 część 2
Coś błysnęło.
Lewa ręka białowłosej zalała się światłem jasnym jak reakcja spalania magnezu natychmiast odsłaniając teren wokół nich. W zderzeniu z tak jaskrawym światłem wszystko nagle wydało się wyblakłe, wcześniej ciemne niczym atrament elementy lasu teraz zdawały się szare, przez moment wcale nie było widać kolorów. tylko biel. A potem wszystko nieco straciło na sile i było po prostu jasno.
- Co ty robisz! - Krzyknęła Kiamenita. W oczekiwaną odpowiedź wepchnął się akompaniament nieznanego monstrum, teraz jego krzyk był jakby głośniejszy.
- Pomyślałam, że może wystraszy się światła. - O dziwo dość spokojnie wypowiadała te słowa. - czymkolwiek jest. - Faktycznie część natury musiała być zszokowana nagłym zjawiskiem sądząc po ilości szmerów i poruszeń wśród liści i ściółki wywołanej mniejszymi, uciekającymi w popłochu stworzeniami nieprzyzwyczajonymi do blasku.
Na chwilę tętent kroków ustał, ale tylko po to by za moment usłyszeć przenikliwy, ciężki jazgot, a po nim - huk, bardzo głośny huk.
Dzięki łunie wytworzonej przez anielicę teraz obydwie zobaczyć mogły bez przeszkód wcześniej całkiem urodziwe drzewo rosnące bezproblemowo obok reszty swoich sztywnych i drewnianych przyjaciół, które teraz przyozdobione było w na oko metrową wklęsłość spowodowaną kolizją z bliżej nieznanym stworzeniem zwiniętym w kulę. Niezbyt przyjaźnie wyglądający stwór odwinął się i wsparł na swoich grubych, jak tyki do chmielu pazurach podnosząc tym swoje masywne ciało pokryte dziwnym pancerzem.
I tak potwór rozpoczął kolejną szarżę, był niesamowicie szybki jak na coś postury wozu.
- Uciekamy! - Krzyknęła Szarona i pociągnęła Kiamenitę za sobą, w luki między drzewami, gdzie duży stwór nie mógł się zmieścić bez szerzenia chaosu.
- Może wyłącz to światło! To go raczej rozsierdza - Wydedukowała czarnowłosa. Anielica lekko przytłumiła swoją moc, ciągnąc Kiamenitę za rękę skręciła w kolejny ustanowiony przez drzewa korytarz. W jej już wcześniej zmierzwione włosy wplątało się coś podobnego do pajęczej sieci. Nieprzyjemne uczucie.
Stwór swoim rykiem nie dawał o sobie zapomnieć.
Anielica nie mogła się namyślić, jak to się dzieje, że zwierzę takiej wielkości ma ochotę ścigać je po leśnych zaułkach. Ale wciąż były za blisko niego, nie było czasu się nad tym zastanawiać. Ponownie zagłębiły się w leśną szczelinę, Szarona jak nigdy ucieszyła się z tego, że jest niska i chuderlawa, bez przeszkód mogła lawirować między nienaturalnie zbliżonymi do siebie drzewami w dodatku dość nisko się rozgałęziającymi, czarnowłosa może nie należała do najwyższych ale nie miała aż tak łatwo.
Kolejny skręt, trzaski i huki nie miały końca
- Zgaś całkiem to światło
- To nie ma sensu, on już i tak go nie widzi - Dyskusja się urwała.
Zwrot w prawo, sus pod gałęzią.
Znalazły się w miejscu, gdzie było trochę więcej wolnej przestrzeni więc przyspieszyła kroku. Teren zrobił się mocno nierówny. Biegły jeszcze przez moment, doszły do luki w lesie, gdzie drzewa z jakiegoś powodu nie rosły, skończyły pracować nogami gdy zdały sobie z czegoś sprawę, odgłosy ucichły, nie słychać już było huków, ryków, dzikich kroków. Najwidoczniej wystarczająco oddaliły się od stwora. Puściły swoje ściśnięte dłonie, Obie opadły na kolana potem całkiem położyły się na ziemi.
- Uff. To koniec - Odetchnęła z ulgą białowłosa, zgasiła światło w swojej lewej dłoni.
- Znaczy wiesz, jeszcze musimy przeżyć - Koniuszek ust Kiam się podniósł.
- No wiem, wiem - Jej twarz zachowała się bliźniaczo. Odczuła dziwne zadowolenie, pomimo, że padała z nóg a jej serce kołatało, pewnie dlatego, że przeżyła i nawet nie przewróciła się po drodze. - Zmęczona? Bo ja bardzo.
- To chyba pytanie retoryczne. - Wzięła głęboki oddech. - Zazwyczaj mam lepszą kondycję
- Rozszczep ciała na magię - Zaczęła Szarona - Sposób w jaki cię tutaj ściągnęłam, uratowałam może dość mocno osłabiać ciało.
- To, dlatego wydaje się sobie być chudsza.
- Dlatego też masz poniszczone włosy, zresztą moje jeszcze gorzej się skruszyły, obetnę je sobie. A, no i dlatego też moje skrzydła zniknęły. Cholera, będzie mnie bolało, żeby z powrotem je wyhodować.
- Właśnie widzę
Drzewa tworzyły prawie równy okrąg, polana w nim istniejąca była mała, ale dosyć spora by docierało do niej nawet naturalne światło, miłe dla oka po balansowaniu między ciemnością a rażącym blaskiem. Roślinność była bardzo spokojna w tym miejscu, zdawała się nie toczyć wyścigu o światło i ziemię, po prostu rosła biorąc przykład z delikatnej, nie do końca zielonej kępy traw wznoszącej się z gleby na środku tego roślinnego wyrębu. Dookoła roznosiły się ciche dźwięki, spokojne, jak krople wody, które spadły już z nieba i powolnie zsuwają się z liści. Liściaste korony otaczających to miejsce drzew lekko rozrastały się do jego środka jakby próbowały stworzyć baldachim.
Lewa ręka białowłosej zalała się światłem jasnym jak reakcja spalania magnezu natychmiast odsłaniając teren wokół nich. W zderzeniu z tak jaskrawym światłem wszystko nagle wydało się wyblakłe, wcześniej ciemne niczym atrament elementy lasu teraz zdawały się szare, przez moment wcale nie było widać kolorów. tylko biel. A potem wszystko nieco straciło na sile i było po prostu jasno.
- Co ty robisz! - Krzyknęła Kiamenita. W oczekiwaną odpowiedź wepchnął się akompaniament nieznanego monstrum, teraz jego krzyk był jakby głośniejszy.
- Pomyślałam, że może wystraszy się światła. - O dziwo dość spokojnie wypowiadała te słowa. - czymkolwiek jest. - Faktycznie część natury musiała być zszokowana nagłym zjawiskiem sądząc po ilości szmerów i poruszeń wśród liści i ściółki wywołanej mniejszymi, uciekającymi w popłochu stworzeniami nieprzyzwyczajonymi do blasku.
Na chwilę tętent kroków ustał, ale tylko po to by za moment usłyszeć przenikliwy, ciężki jazgot, a po nim - huk, bardzo głośny huk.
Dzięki łunie wytworzonej przez anielicę teraz obydwie zobaczyć mogły bez przeszkód wcześniej całkiem urodziwe drzewo rosnące bezproblemowo obok reszty swoich sztywnych i drewnianych przyjaciół, które teraz przyozdobione było w na oko metrową wklęsłość spowodowaną kolizją z bliżej nieznanym stworzeniem zwiniętym w kulę. Niezbyt przyjaźnie wyglądający stwór odwinął się i wsparł na swoich grubych, jak tyki do chmielu pazurach podnosząc tym swoje masywne ciało pokryte dziwnym pancerzem.
I tak potwór rozpoczął kolejną szarżę, był niesamowicie szybki jak na coś postury wozu.
- Uciekamy! - Krzyknęła Szarona i pociągnęła Kiamenitę za sobą, w luki między drzewami, gdzie duży stwór nie mógł się zmieścić bez szerzenia chaosu.
- Może wyłącz to światło! To go raczej rozsierdza - Wydedukowała czarnowłosa. Anielica lekko przytłumiła swoją moc, ciągnąc Kiamenitę za rękę skręciła w kolejny ustanowiony przez drzewa korytarz. W jej już wcześniej zmierzwione włosy wplątało się coś podobnego do pajęczej sieci. Nieprzyjemne uczucie.
Stwór swoim rykiem nie dawał o sobie zapomnieć.
Anielica nie mogła się namyślić, jak to się dzieje, że zwierzę takiej wielkości ma ochotę ścigać je po leśnych zaułkach. Ale wciąż były za blisko niego, nie było czasu się nad tym zastanawiać. Ponownie zagłębiły się w leśną szczelinę, Szarona jak nigdy ucieszyła się z tego, że jest niska i chuderlawa, bez przeszkód mogła lawirować między nienaturalnie zbliżonymi do siebie drzewami w dodatku dość nisko się rozgałęziającymi, czarnowłosa może nie należała do najwyższych ale nie miała aż tak łatwo.
Kolejny skręt, trzaski i huki nie miały końca
- Zgaś całkiem to światło
- To nie ma sensu, on już i tak go nie widzi - Dyskusja się urwała.
Zwrot w prawo, sus pod gałęzią.
Znalazły się w miejscu, gdzie było trochę więcej wolnej przestrzeni więc przyspieszyła kroku. Teren zrobił się mocno nierówny. Biegły jeszcze przez moment, doszły do luki w lesie, gdzie drzewa z jakiegoś powodu nie rosły, skończyły pracować nogami gdy zdały sobie z czegoś sprawę, odgłosy ucichły, nie słychać już było huków, ryków, dzikich kroków. Najwidoczniej wystarczająco oddaliły się od stwora. Puściły swoje ściśnięte dłonie, Obie opadły na kolana potem całkiem położyły się na ziemi.
- Uff. To koniec - Odetchnęła z ulgą białowłosa, zgasiła światło w swojej lewej dłoni.
- Znaczy wiesz, jeszcze musimy przeżyć - Koniuszek ust Kiam się podniósł.
- No wiem, wiem - Jej twarz zachowała się bliźniaczo. Odczuła dziwne zadowolenie, pomimo, że padała z nóg a jej serce kołatało, pewnie dlatego, że przeżyła i nawet nie przewróciła się po drodze. - Zmęczona? Bo ja bardzo.
- To chyba pytanie retoryczne. - Wzięła głęboki oddech. - Zazwyczaj mam lepszą kondycję
- Rozszczep ciała na magię - Zaczęła Szarona - Sposób w jaki cię tutaj ściągnęłam, uratowałam może dość mocno osłabiać ciało.
- To, dlatego wydaje się sobie być chudsza.
- Dlatego też masz poniszczone włosy, zresztą moje jeszcze gorzej się skruszyły, obetnę je sobie. A, no i dlatego też moje skrzydła zniknęły. Cholera, będzie mnie bolało, żeby z powrotem je wyhodować.
- Właśnie widzę
Drzewa tworzyły prawie równy okrąg, polana w nim istniejąca była mała, ale dosyć spora by docierało do niej nawet naturalne światło, miłe dla oka po balansowaniu między ciemnością a rażącym blaskiem. Roślinność była bardzo spokojna w tym miejscu, zdawała się nie toczyć wyścigu o światło i ziemię, po prostu rosła biorąc przykład z delikatnej, nie do końca zielonej kępy traw wznoszącej się z gleby na środku tego roślinnego wyrębu. Dookoła roznosiły się ciche dźwięki, spokojne, jak krople wody, które spadły już z nieba i powolnie zsuwają się z liści. Liściaste korony otaczających to miejsce drzew lekko rozrastały się do jego środka jakby próbowały stworzyć baldachim.
Subskrybuj:
Posty (Atom)