Trawa drażniła nieprzyjemnie jej ciało, ciepły wiatr
delikatnie ją opiewał ale mimo tego czuła lekki chłód. Zaraz chwila, czuła? Jej
zmysły wróciły.
Otworzyła oczy,
towarzyszyło jej uczucie wyrwania się nagle z długiego snu, przed sobą widziała
zieleń, długie pnące się w górę cienkie pasma trawy otaczały ją zewsząd
zasłaniając część jej widoku.
Dziwnie było znów
wrócić do pełni sprawności, choć było to dla niej wielką ulgą. Czegoś jednak
jej brakowało. Usiadła. Znajomy ciężar zniknął. Skrzydła. Ptasi aspekt jej
wyglądu ulotnił się. Przeklęła w myślach, nie planowała tego choć powinna to
przewidzieć.
Rozejrzała się wokół
siebie, doszedł do niej fakt, że jest całkowicie naga. Chciała coś z tym zrobić.
Przybliżyła ręce do piersi. Skupiła się. Wnętrza jej dłoni zaczęły lekko
połyskiwać i utworzył się na nich cienki, półprzeźroczysty obłoczek. Po chwili
spłaszczył się i przybrał stałą, cielesną formę materiału. Tak stworzone lekkie
nakrycie mogło, pomóc zasłonić jej (siusiaka XD) nie bardzo obfite ale
jednak walory.
Zauważyła też
strasznie dziwną rzecz, zerknęła na swą rękę. Jej owłosienie zniknęło ostały
się tylko nieliczne keratynowe witki, na nogach sytuacja wyglądała podobnie. Ze
strachem dotknęła swoich brwi, były jakby cieńsze. Ale były. Włosy na głowie
wydawały się być całe, choć trochę krótsze, wcześniej sięgały pół uda, teraz –
pasa. Pogłaskała je jakby z radości. Naprawdę wielkie było jej zdziwienie kiedy
do jej dłoni przyczepiły się zniszczone
i oderwane pukle białych włosów. Ciężko westchnęła, przeczesała włosy jeszcze
kilka razy zrzucając na trawę zniszczone strzechy. Widoczna stała się
nierówność gniazda kłaków na jej głowie, które sięgało teraz w najdłuższym
odcinku do jej dekoltu a w najkrótszym zaś do końca jej twarzy. Nie przejęła
się jednak tym za bardzo. Będzie mieć pretekst żeby skrócić włosy. A fakt że
teraz wygląda jak czarownica nie ujmuje jej wcale urody, Wcale.
Poczęła się
rozglądać. Dopiero teraz gdy zobaczyła niebo zdała sobie sprawę z unoszących
się wysoko nad nią skał tworzących latające wyspy. Dotarło do niej, że sama też
znajduje się na takim niezwykłym lądzie w przestworzach z tym, że skała na
której się znajdowała była najbliżej ziemi z pośród ich wszystkich. Wszystkie
te dziwy znajdowały się na rozłożystej łące a kończyła się ona dalekim ale
dobrze widocznym z tej wysokości orientalnym, tropikalnym lasem.
Teraz spojrzała w przeciwną stronę i ku jej zaskoczeniu zobaczyła
leżącą, ciemnowłosą kobietę a właściwiej nastolatkę. Odwróciła od niej wzrok,
przyglądanie się nie byłoby zbyt miłe więc nie chciała tego robić.
Przeanalizowała przez chwilę sytuację, chyba jeszcze do końca się nie ocknęła
skoro zapomniała o tak fundamentalnym elemencie jak to, że sensem jej całej
ekspedycji było uratowanie pewnej zbłąkanej duszy. Tylko po co ją ratowałaś?
Całkiem rozsądny głos w jej głowie zadał dobre pytanie na które tak naprawdę
nie znała odpowiedzi, ale przecież musiała, coś kazało jej to zrobić.
Okryta prowizoryczną
szatą wstała i zerknęła w stronę drugiej nastolatki. Ku jej zdziwieniu
dziewczyna już stała odwrócona plecami do niej, najwyraźniej podziwiała widoki.
Białowłosa czuła się dziwnie speszona całą tą sytuacją ale nie pozostało jej
nic innego jak (ją wygrzmocić XD)
podejść i wyjaśnić jej część sytuacji. Zanim jednak zrobiła pierwszy krok jej
ręka ponownie zaświeciła. Pojawił się na niej kolejny półprzeźroczysty
materiał.
Zaczęła iść w stronę
ciemnowłosej.
- Ymmm – wydała z siebie głuchy dźwięk aby zwrócić na siebie
jej uwagę i nie przestraszyć jej zbyt nagłym podejściem. Czarnowłosa odwróciła
się porywczo jednocześnie nieśmiało zakrywając swoje ciało, twarz miała
czerwoną jak jabłuszko królewny Śnieżki. Białowłosa rzuciła w nią zawartością
swej ręki. Królową Cimero okrył materiał przypominający swoją cienkością welon
ślubny ale o dziwo spełniający swą funkcję . Teraz aby jej nie krępować
bezskrzydła anielica odwróciła się. – Okryj się tym, zaraz wyjaśnię ci wszystko
– pośpiesznie wypowiedziała. Minęła chwila ciszy, którą przerwał głos -a
właściwie krzyk- królowej.
- CO TU SIĘ ODJEBAŁO?!?!
- Widzisz bo to jest dość skomplikowane, ale spokojnie,
jestem tu po to żeby ci to wyjaśnić. Pozwolisz, że udamy się w tamtą stronę –
wskazała palcem wielki las w oddali – Zrobi się potem ciemno i nie będziemy
miały się gdzie schować. A tak to będziemy w lesie, i się gdzieś schowamy.
- To ruszajmy szybko. – ponagliła
I udały się razem w kierunku lasu. Najpierw musiały dojść do
końca latającej skały na której przebywały.
- Tak więc od czego mogę zacząć wyjaśnienia?
- Dlaczego nie umarłam? Przecież tamta suczka mnie zabiła?
- Nie wiem o jakim psie mówisz, ale z jakiegoś powodu twoja
dusza i część istoty trafiła do Arkadyjskiego „nieba”, a właściwie wymiaru
dusz. Nie wiem czy mam ci wchodzić w szczegóły co to jest, na razie to pominę.
W gruncie rzeczy chodzi o to, że coś wewnątrz mnie kazało mi wyciągnąć i
uratować cię z tego wymiaru. – wzięła
krótki oddech i spoglądnęła na – I tak oto zamieniłam swoją materię w magię,
poleciałam poza wymiar ciała, znalazłam cię i odprowadziłam twoją egzystencję
tutaj. Właściwie nie mam pojęcia gdzie
dokładnie jesteśmy, ale jest to Arkadia czyli mój kochany światek , czuj się
jak u siebie na Cimero. – W tym momencie doszły do skarpy skały.
Do ziemi było stąd
może około dwóch metrów, mimo wszystko nie wydawała się to być bardzo duża
wysokość. Problemem była lekka szata, o którą bała się że może odfrunąć podczas
skoku. Nie rozmyślała jednak.
Przycup, sus,
przewrót.
Była już na ziemi,
chyba nikt nie zwrócił uwagę na jej odsłaniające się ciało. Za to bezskrzydła
anielica zwróciła uwagę na pokracznie próbującą coś osiągnąć ciemnowłosą, która
ostateczne tylko „ wywaliła się na głupi ryj” . Wstała powoli, zdenerwowana
-Co się tu dzieje, dlaczego moje moce nie działają? - zapytała.
- A no widzisz… Bo to jest coś co trzeba omówić. Wygląda mi
to na efekt uboczny, efekt uboczny bycia w innym wymiarze. Najprostsze
wyjaśnienie jest takie, że u ciebie magia działa trochę inaczej niż u mnie.
-No to co ja mam teraz z tym zrobić? - spojrzała
rozczarowana. - Mogę w ogóle coś zrobić?
- Spokojnie można cię
nauczyć jak się nią posługiwać w tym
wymiarze. – uspokoiła ją Szarona – Swoją drogą, to czemu właściwie zginęłaś?
Minęła chwila ciszy. Chyba anielica zadała nie do końca
dobre pytanie ale już go przecież nie odwoła. Rozejrzała się Teraz po
zeskoczeniu z latającej skały znajdowały się na szerokiej łące. Wszędzie było
czuć sporo magicznej energii, dzięki temu nawet trawa była bardziej
zaczarowana, miała głębokie odcienie zieleni i seledynu a zdobiły ją śliczne
kwiaty, różowe Ewurze o dzwoneczkowatym
kształcie i niebieskie Skieny rozłożyste jak sama połać nieba. Były też
inne, fioletowe i rdzawe których nazw nie znała.
Cimnowłosa w końcu wydała z siebie głos:
- Okazało się, że ostatnia z wiedźm przeżyła. Nie wiem jak,
ale przeżyła. – Drżał jej głos. - Zauważyłam ją w zamku, na samym początku
myślałam, że przede mną ucieka, jednakże był to tylko i wyłącznie podstęp. Wbiegła
na trzecie piętro, a ja jak posłuszny piesek za nią. Wtedy mnie zaskoczyła i
podcięła gardło. - Na krótką chwilę zamknęła oczy.
- Ugh – stęknęła z obrzydzeniem bezskrzydła anielica – Ale
spokojnie, już żyjesz, wszystko jest dobrze. – Pocieszyła koleżankę
-Tutaj wszystko jest dobrze, a na Cimero nie wiadomo. -
spojrzała czarnymi jak węgiel oczami na białowłosą. - Dobrze, że mnie
uratowałaś.
Białowłosej anielicy zrobiło się lepiej, od dawna nikt nie
był jej wdzięczny ,ani jej nie dziękował. Spojrzała na gigantyczną dżunglę
przed nimi, teraz gdy były bliżej drzewa wydawały się być jeszcze większe a w
oczy rzucał się fiolet bijący z koron tych niższych drzew. Ciekawe jakie
wrażenie będzie stwarzać gdy znajdą się już centralnie przed nim.
Pomyślała chwilę o Cimero, świecie drugiej nastolatki. Fascynujące
czy też są tam jakieś naprawdę interesujące miejsca. Gdy tam była wszystko
miało bardzo dziwny charakter ale pewnie dzięki temu miejsce to może cieszyć
się swoją orientalnością. Ciekawe jak
czuje się Kiamenita wyciągnięta ze swojego świata, może dla niej też jest tu
dziwacznie?
- Wiem, że pewnie martwisz się bardzo o swoją planetę,
szkoda bo nie widzę żadnego sposobu byś mogła się tam, teraz, w tej chwili
dostać. – pesymistycznie ujęła
bezskrzydła anielica – ale nie martw się, poradzą sobie raczej bez ciebie i nabiją twoją
zgładzicielkę na pal tak że jej wyjdzie ustami – uśmiechnęła się w złowieszczo w pocieszającym
uśmiechu
- Dziękuję Ci za wszystko. – już weselej odrzekła- Gdyby nie
ty nadal wędrowałabym po wymiarze dusz.
- Tak – odparła z honorem – i mogłabyś się tam rozpłynąć,
zneutralizować albo jakaś większa bździungwa mogła cię wchłonąć. – teraz jak
nad tym pomyślała była z siebie naprawdę dumna za to że ją uratowała. – Ale
teraz czeka przed nami inny problem, nie wiem gdzie się znajdujemy i przyda się
znaleźć jakiś żywy i w miarę ucywilizowany lud, to może nam pomogą.
- Mimo iż nie znam tej planety ani istot, które tutaj żyją,
to również mi się wydaje, że znalezienie kogoś jest najlepszym wyjściem.- dobrze
przeanalizowała czarnowłosa.
- Na nasze nieszczęście może minąć trochę czasu, zanim
znajdziemy coś. – spojrzała w niebo, słońce wciąż górowało na nieboskłonie ale
zdawało się już powoli opadać. – Wygląda na to, że dziś prześpimy się w lesie.
Nie wiem jakie zwierzęta tam mieszkają le trzymaj się blisko mnie i jakoś sobie
poradzimy.
- Z naszymi walecznymi i dzielnymi charakterami na pewno
damy sobie radę. – Powiedziała a Szarona się uśmiechnęła.
- Ostatnia sprawa. – Powiedziała utrzymując podejrzany
uśmiech
- Jaka? - Spytała lekko zdziwiona
- Jak mam się do ciebie zwracać? Królowo? Czy ty pipo
wystarczy?
- Jak Ci będzie wygodniej. – odpowiedziała chichocząc
Dalsza część podróży minęła w znacznej ciszy, ale
utrzymywała się tu wciąż miła, wręcz przyjacielska atmosfera.
Białowłosej mąciło w głowie, dlaczego czuje się tak zżyta z
osobą, którą ledwo zna. Czemu w ogóle wyciągała ją z otchłani duchowego miejsca?
Pozostawało to dla niej tajemnicą. Nie żałowała póki co swojego wyboru więc
zdecydowała się tymi pytaniami nie zadręczać. Teraz jej dziwna decyzja o
uratowaniu nieznajomej musiała przejść próbę czasu. I na razie szło jej to
niezgorzej.
Wreszcie przed nim stanęły, był wielki i majestatyczny. Korony
pięły się wysoko ku górze. Z dołu prawie nie było widać zielonych czubków,
zostały przesłonione przez niższą prerię purpuru. Drzewa były grube,
najwyraźniej bardzo stare. Ich kora była Bardzo ciemna, prawie całkiem czarna.
Porastały ją niebieskie porosty, które wspaniale błyszczały bajecznym wrzosowym
blaskiem. Na grubszych gałęziach wyżej rosły świecące jak gwiazdy na nocnym
niebie paprocie. Gdzieniegdzie zwisały cienkie witki, niektóre były ciemne i
suche od obumarłych roślin a inne seledynowe, pochodzące od żywych zwycięzców
leśnej selekcji. Na glebie nie było prawie żadnych mchów, nie dochodziła tu też
większość światła. Całe podłoże złożone było z ciemnych, butwiejących patyków i
odłamków kory, czasem leżał gdzieś liść ale większość z nich zatrzymywała się
na wyżej położonych liściach o misowatym kształcie. Później te duże liście
drewniały utrzymując wewnątrz siebie wodę, opadłe liście, mniejsze fragmenty
kory i tworząc warstwę dla roślin chcących mieć więcej dostępu do światła.
Jednak na podłożu też istniało życie, mocno wyróżniały się roślinki o świecącej
różnymi kolorami bulwie na swoim czubeczku. Pod nią zawsze rósł okrąg mchów.
***
Ileż to trzeba czekać na rozdział bądź cokolwiek innego? - Spyta się ktoś. A ja odpowiem - No długo długo, ale nie bij proszę, patrz. rozdział też jest długi. - I w taki właśnie sposób zamierzam uniknąć przemocy ;).
Mam wrażenie, że dialogi troszkę kuleją, zodowolon żem z nich nie jest. Ale trudno mi je poprawić jakkolwiek, nie mam pojęcia jak to zrobić. Cóż, jestem jedynie amatorem i to widać.
Rozdział pisany był wraz z przyjaciółką, oto LINK do jej perspektywy.