Wymknęła się z zamku. Pod osłoną nocy nikt jej nie
zauważył.
Choć tej
nocy na niebie nie zagościł księżyc to gwiazdy nadały niebu i uliczkom, które
przemierzała niezwykłą atmosferę. Szła powoli zakryta czarną szatą. Co chwila
kaptur nachodził jej na oczy.
W mieście o
tej porze było cicho i przyjemnie. Wiatr zawiewał lekko ale nie mógł nic zrobić
wśród aglomeracji domów, nucił tylko swą wietrzną pieśń, której dogrywało
czasami pisknięcie jednego z miejskich szczurów.
Mijała
wciąż kamienne domy z strzelistymi marmurowymi wywyższeniami od których teraz
odbijało się światło gwiazd. Wchodziła w kolejne zakamarki opustoszałego
miasta, a im dalej od centrum tym budynki stawały się skromniejsze a ulice
ciaśniejsze choć trzeba było przyznać, że nawet najskromniejsze budynki w tym
mieście miały w sobie dumę.
W końcu
dotarła do miejsca gdzie zabrakło ciasnych uliczek, wyszła na obrzeża miasta
gdzie skromne małe domy z drewnianym obudowaniem graniczyły z hen daleko
rozciągającą się łąką. Musiała przejść się jeszcze kawałek po ciemnym
trawiastym dywanie przyozdobionym różnokolorowymi plamkami kwiatów. Wiatr
wreszcie dał o sobie znać poruszając zacnym nakryciem podłoża.
Zobaczyła
kryształ. Był umiejscowiony na masywnym ceglanym stopniu, świecił słabiutkim
białym światłem.
Takie właśnie połyskujące kryształy były
wykorzystywane na mnóstwo sposobów, ich główną cechą było to, że pomagały w
kontrolowaniu magii. Tej właśnie cechy chciała teraz użyć anielica.
Dotknęła
swoją bladą dłonią klejnotu, skupiła się, jej ciało nagle zaczęło znikać, jej
stopy niknęły a w śladzie po nich pozostawała kolorowa, lekko świecą energia. Jej
szata opadła. Wkrótce całe jej ciało zamieniło się w latający kolorowy pył a po
chwili zgromadził się on na świecącym krysztale niczym osad.
Kolorowego osadu zaczęło ubywać aż zniknął.
I nikt nie wiedział gdzie się podział.